Jak ciężko coś
napisać. Strasznie się spinam, wszystko jest na mus. Każdy zdanie,
ba, każdy cholerny wyraz, który napiszę poddaję krytyce. I jest
to krytyka negatywna. Po przeczytaniu swoich tekstów, od razu,
prosto z mostu jestem z nich niezadowolony. Trzeba mi uwierzyć w
siebie.
Trafiam czasem na
fajne teksty. Ostatnio wpadłem na blog, gdzie znalazłem coś
takiego:
Narysuję
sytuację: jeden gość zabrał przez pomyłkę klucze do mieszkania.
Przez to drugi koleś musiał jechać do tego pierwszego półtorej
godziny metrem, żeby móc się dostać do mieszkania. I napisał:
Jechałem,
przez całą drogę nie dając mu zapomnieć, że mam
zasrany dzień przez jego lekkomyślność.
W kontekście
całego tekstu było to naprawdę zabawne. Byłoby super, gdybym
potrafił tak pisać. Zabawnie, wcale nie siląc się na bycie
śmiesznym. Tak, by było to lekkie i niewymuszone. Będę pisał i
pisał, jeśli mi się to całkiem nie znudzi. Ponoć im więcej
piszesz, tym lepiej ci to idzie. Oby to była prawda i moje
pseudo-pisarskie umiejętności się rozwiną. I uda mi się w
końcu rozpostrzeć skrzydła w tej dziedzinie. Ludzie, gdy będą
czytać moją książkę, zachłystywać się będą z zachwytu. Tak,
tak, to wspaniała książka, będą mówić. Zaciekawią się na
tyle, że aż sprawdzą kto jest autorem. Wpiszą moje nazwisko w
wyszukiwarce, spodziewając się, że znajdą kolejne oszałamiające
swą wspaniałością pozycje. Natrafią jednak jedynie na moje
retuszowane zdjęcia, i zachwycą się mą powierzchownością.
Młody, przystojny, a jaki zdolny, powiedzą.
Wszystko skończy
się jednak smutno. Wkrótce zapomną o ładnej buzi, i co gorsza, o
wspaniałej książce, którą wymęczyłem na przestrzeni czterech
lat. Ja, wypalony, bez siły by dalej pisać, zostanę włożony w
karty historii. Zapewne spotka się z moim piórem jeszcze kilka
młodych, zbłąkanych osób, jednak i one zachwycą się,
przetrawią, a potem wypróżnią. I w ten właśnie sposób
przepadnę, nie znajdując szczęścia mimo spełnienia marzeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz