czwartek, 24 grudnia 2015

GWIEZDNE WOJNY: PRZEBUDZENIE MOCY

Witajcie!

Film obejrzałem dopiero wczoraj (środa). Aż pięć dni po premierze, ale to i tak szybko, jak na mnie. Rzadko chodzę do kina, przeważnie oglądam filmy długo po premierze.



Czego oczekiwałem od Gwiezdnych Wojen? Fajerwerków i mocy!
Co zobaczyłem wczoraj w kinie? Dobry film! Ale nic więcej...


Co było SŁABE:

1. Czarny charakter: Kylo Ren zawiódł mnie. Myślałem, że będzie super potężny, że będzie siał śmierć swoim fajnym mieczem. A tymczasem, okazał się być zagubionym dzieciakiem, który sam do końca nie wie po czyjej stoi stronie. Nie wspominając już o walce z Rey, którą przegrał, a przecież ona pierwszy raz w życiu miała w ręku miecz świetlny. Słabiutko...

2. Jak dla mnie, zabrakło Jedi. Za mało walki na miecze świetlne, za mało mocy, za mało fantasy!

3. Gdy jeden z trzech potworów na statku Hana Solo złapał Fina, to dlaczego od razu go nie zjadł, tylko targał przez pół statku, jakby czekają aż ktoś go mu zabierze? Jakoś innych, galaktycznych zbirów od razu zjadał.

Co było DOBRE:

1. Akcja! Działo się! Strzelanie i wybuchy! Zdecydowanie na plus.

2. Klony nie zawiodły! Nie trafiły ani jednej postaci przez cały film. Same za to suto obrywały. Klasyka zachowana.


3. No właśnie, klasyka. Oprawa filmu została zachowana z poprzednich części. Innego scenariusza sobie nie wyobrażałem. Film mógłby wtedy stracić swoją magię.

4. Otwarte zakończenie. Jak tu teraz nie chcieć obejrzeć kolejnej części?

5. Piękna Rey!

Kończę post przed czasem, bo się siostra drze, żebym jej wi-fi nie ciągnął.

Pozdro i niech Moc będzie z wami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz